Ostatnia akcja meczu zakończona celnym rzutem tuż przed syreną zadecydowała o wygranej stargardzkiej Spójni przed własną publicznością.
PGE Spójnia Stargard – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 73:72 (17:13, 15:31, 23:11, 18:17)
PGE: Jones 15, Sulima 12, Gruszecki 12, Mathews 9, Clarke 7, Kikowski 5, Śnieg 2, Grudziński 0, Brenk 0
Enea: Simons 24, Smith 18, Polanco 9, Myszynski 6, Cayo 5, Kołodziej 4, Wadowski 4, Lewandowski 2
W pierwszym w tym sezonie meczu u siebie, stargardzka Spójnia dostarczyła swoim kibicom nie lada emocji. Wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, a o ostatecznym rozstrzygnięciu zadecydowała skuteczna akcja gospodarzy przeprowadzona na niespełna sekundę przed syreną kończącą spotkanie.
Początek należał do podopiecznych Sebastiana Machowskiego, którzy zdobyli cztery punkty z rzędu i przez niemal całą pierwszą kwartę utrzymywali taki dystans.
Kiepsko dla miejscowych rozpoczęła się natomiast druga kwarta. Enea odrobiła straty, a następnie odskoczyła na dwa oczka. Do piątej minuty gra była wyrównana, ale później swój show dał Benjamin Simons. Trafiał zarówno z akcji podkoszowych, jak i z linii 6,75m, dzięki czemu Enea odskoczyła na osiem punktów. Przed zejściem na długą przerwę, różnica ta powiększyła się jeszcze bardziej. Cztery oczka z rzędu zdobył bowiem Michael Smith, ustalając wynik do szatni na 44:32 dla przyjezdnych.
Po powrocie na parkiet Spójnia zaczęła stopniowo minimalizować straty i na dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty doprowadziła do remisu – po 53.
Skuteczną grę stargardzianie utrzymali też z początkiem ostatniej kwarty, co pozwoliło im wypracować 5-punktową przewagę. Sytuacja zaczęła się komplikować na trzy minuty przed ostatnią w tym meczu syreną. Za „3” wstrzelił się znowu Benjamin Simons, zapunktowali również jego klubowi koledzy i na tablicy ukazał się wynik 67:67. Emocje sięgnęły zenitu, kiedy na niespełna sekundę przed końcem Enea wyszła na jednopunktowe prowadzenie. Niemożliwego dokonał wtedy Jordan Mathews, który odebrał podanie, zrobił dwutakt i trafił za „2”. W stargardzkiej hali wybuchła radość, a rywale nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Akcja ta była później kilkukrotnie analizowana, ale nie zmieniło to ostatecznego rezultatu.
W najbliższy piątek podopieczni Sebastiana Machowskiego zmierzą się na wyjeździe z Legią Warszawa.
tekst, fot. Marcin Kaczan
Zanim dodasz komentarz – zapoznaj się z zasadami komentowania artykułów.
Widzisz naruszenie regulaminu? Zgłoś je!